Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Lituaniada 2008 (z relacją)    Kiejdany
Zwiń mapę
2008
22
maj

Kiejdany

 
Litwa
Litwa, Kiejdany
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 667 km
 
W Polsce Boże Ciało, na Litwie dzień jak co dzień (tutaj Boże Ciało obchodzi się w niedzielę). Nasz cel – Kiejdany. Pani Franciszka już nas zdążyła umówić z panią Ireną, kobietą renesansu: szefową kiejdańskich Polaków, nauczycielką, a z zamiłowania przewodniczką miejską. Rano odwiedza nas Rokas, znajomy Pawła z Wilna, który miał drogę do Kiejdan, więc uznał, że z nami raźniej. Każdoranny tandem kuchnia-śniadanie i możemy udać się na dworzec. Nasz autobus ma odjechać dopiero za 20 minut, więc jest okazja spokojnie kupić bilety w kasie. Niestety, na pani w okienku nasze karty ISIC albo Euro>26 wrażenia nie robią, więc trzeba nam jechać za 11,50lt. Godzinna jazda najpierw autostradą Wilno-Kłajpeda a potem Via Balticą i jesteśmy na miejscu.
Dworzec wyrzucili poza rogatki miasta, więc nim dojdziemy do ścisłego centrum minie „kawałeczek”. Wystarczy, by dowiedzieć się czegoś od Rokasa o okolicy (od Rokasa można było się naprawdę sporo ciekawych rzeczy dowiedzieć). Docieramy do serca miasta (sklep „Maxima” naprzeciw stacji „Statoil”), dociera też pani Irena. Właśnie wystawiła ją do wiatru jedna grupa z Polski którą miała oprowadzać, ale nic nie szkodzi, za chwilę przyjedzie druga, do której się podłączymy. Ledwie co weszliśmy na pokład autobusu na zamojskich tablicach, już panowie z tyłu z nami chcieli wypić za Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Zawsze miło za granicą spotkać Polaków. Szkoda tylko Rokasa, co sobie chłopak o Polakach pomyśli.
Pierwszym „gwoździem” w Kiejdanach, do którego każdy Polak winien pielgrzymować, jest mauzoleum Radziwiłłów, tj. pięć trumien w podziemiach dawnego kościoła (dziś aż razi brak wystroju wewnątrz). Pani Irena w swoim żywiole opowiada o Radziwiłłach, ale zdaje się nie wszyscy uczestnicy zamojskiej wycieczki mają ją okazje wysłuchać. Kiejdany, jako miasto wielu narodowości, mają swoje sześć rynków, ale nam wystarczają dwa: wielki z pomnikiem księcia Janusza oraz żydowski z dwoma dawnymi synagogami, dziś już centrami multikulturowymi. Z zamościanami docieramy także pod kościół luterański (z zewnątrz, co cóż może być w środku) i mile żegnamy się z panią Ireną, chcąc już skosztować wykwintnej kuchni litewskiej.
O kuchni litewskiej to tej pory wiedzieliśmy tyle, co wędzone świńskie uszka znalezione w Maximie. Po chwili poszukiwań i zaangażowania w nie miejscowych, trafiliśmy do „miłej knajpki z beznadziejną muzyką” (Karolina). Rzut oka na menu, zdawał się przekonywać o słuszności wyboru. Zaczęliśmy od karaimskiego bulionu z kibinami, charakterystycznego bardziej dla Trok bądź litewskiego chłodnika. Na drugie danie każdy zażyczył sobie po smacznych kiejdańskich (co wyraźnie stało w menu, aby nie było wątpliwości, że jemy coś charakterystycznego raczej dla kuchni rosyjskiej) blinach podanych w śmietanie.
Pora zrobiła się już dosyć późna, czas więc wracać do Kowna. W drodze na dworzec trafiamy jeszcze pod drewniany kościół św. Józefa i… tyle. Na dworcu żegnamy się z Rokasem, my siadamy w autobus do Kowna, jemu potrzeba dostać się jeszcze pod Kiejdany. Zwykle było tak, że nasza wyniesiona z przedszkola pora leżakowania, trafiała na czas jazdy; nikt nie spostrzegł, gdy budzono nas w Kownie. A w Kownie na dworcu czekała już na nas Letycja, która wraz z swoimi znajomymi Martyną i Marcinem dojechała do nas z jednodniowym poślizgiem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008