Z obwodnicy trzeba dostać się do centrum. Najpierw kurs na zajezdnię (cena: 1 bośniacka marka konwertowana), a potem 50 minut oczekiwania na nocny pod Dworzec Główny. Wspomnienia dwóch tygodni, pierwsze podsumowania i rozstrzygnięcia (najlepszy był ‘jelen’, najgorsze ‘skopsko”). O 1.30 jesteśmy na Dworcu Głównym, sensowne pociągi mamy dopiero koło 4, więc idziemy posiedzieć na Rynku, opowiedzieć Mickiewiczowi, co nas spotkało. Adaś wysłuchał, razem popsioczyliśmy na pijanych Angoli i polską żulernię. Taki jest Kraków o drugiej-trzeciej w nocy. Powolnym krokiem wracamy na Dworzec. Za nami 2 tygodnie wyprawy, teraz jeszcze tylko stokilkadziesiąt kilometrów do domu, każdy w swoja stronę. Koło 8-9, gdy obaj jesteśmy w swoich domach (300km pomiędzy nimi) kończy się Bałkaniada. Było warto, nie ma co.