Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Rumuniada 2008 (z relacją)    Lwów
Zwiń mapę
2008
29
sie

Lwów

 
Ukraina
Ukraina, Lwów
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 391 km
 
Punkt siódma jesteśmy na dworcu w Przemyślu. Chmara ludzi z pociągu kieruje się prosto w stronę zatoczki odjazdów busów do granicy, ale nam się nie spieszy. Hrywny chcemy kupić jeszcze w Przemyślu (w sumie nie wiem dlaczego, dałoby radę i w Medyce), a pierwsze kantory otwierają się dopiero przed ósmą. Jak już wszystko pozałatwialiśmy, można było się ruszać w stronę granicy. Tradycyjny bolid do granicy za tradycyjne 2 złote/miejsce. Przejście Medyka/Szegini znamy bardzo dobrze. Polska odprawa raz-dwa, potem chwila (ale dosłownie chwila) czekania na terminalu ukraińskim. Wypełniamy osławione „kartki”, zaznaczając, że Ukrainę traktujemy tranzytowo i chcemy ją opuścić w Pogubnem. Marszrutka do Lwowa już grzała się na swoim postoju (to jakieś 300m za granicą, po prawej stronie, przy sklepie), ale chętnych na taką przejażdżkę póki co niewielu. Jazdy do Lwowa miało być 1,5h, zrobiły się dobre 2 czy nawet więcej – w każdej wiosce, na każdym przystanku, szofer zbierał kolejnych chętnych. Mało kto jechał dalej niż 2-3 wioski, więc przez dwudziestoosobowy bolid przewinęła się w ciągu tych 80km pewnie ze setka ludzi. Poza nami i szoferem pod wieńczący podróż dworzec kolejowy w Lwowie dotarły może jeszcze dwie inne osoby.
No to jesteśmy we Lwowie. Pierwsza rzeczą, za która się ustawiamy są bilety na wieczorny pociąg do Czerniowców. Pani w kasie wyrokuje, że płackartnyj będzie stał 32 hrywny od osoby. Dalej tylko przechowalnia bagażu – ludzka cena 6uah za cały dzień – i można uderzać na miasto.
Standardowa lwowska trasa spacerowa wiedzie najpierw ulicą Horodecką, obok kościoła św. Elżbiety (tam ponoć znajduje się dział wodny Bałtyk-Morze Czarne) prowadząc do katedry św. Jura. I my tak idziemy. Secesyjne uliczki doby CK monarchii i podwórza z Sowiecji. To miasto ma w sobie coś. Dalej idziemy parkiem Iwana Franki pod gmach uniwerku jego imienia (tak, tak, to ten słynny sejm krajowy kraju koronnego Habsburgów). Kto we Lwowie bywał, wie, że stąd już niedaleko do kultowej lwowskiej restauracji „Puzata Chata” (bul. Strzelców Siczowych 2), która w myśl zasady „czym chata puzata” nakarmi każdego chętnego, za bardzo rozsądne ceny. Akurat mamy pecha, sentymentalnym polskim wycieczkom gały z oczu wychodzą od bogactwa oferty. Na moim talerzu ląduje suróweczka, barszczyk z bułą, kotlet po kijowsku z ziemniakami i pierożki – wszystko pycha za 25 hrywien. Lwowskim studentom gratulujemy „Puzatej”.
Dalej spacerujemy Lwowem, dla Kamili i Michała to debiut tutaj, więc chcemy zobaczyć co najwięcej. Spacer Wałami Hetmańskimi pod pomnik Wieszcza, i dalej Piekarską na Cmentarz Łyczakowski. Dla mnie to ekstraliga polskich nekropolii. Wracamy do miasta kręcąc się po unescowskiej starówce, akurat na rynku trwa odprawa zawodników biorących udział w maratonie kolarskim Lwów-Kraków. Był też kantor: 100 zł – 204 uah. Stare Miasto lwowskie sporo zyskało po uroczystościach 750-lecia z 2006r., choć miejscowi narzekają na sposób potraktowania niektórych zabytków. Odwiedzamy te świątynie, które wyznaczają charakter lwowskiego multi-tygla, największe wrażenie robi katedra ormiańska. Akurat trafiamy na próbę chóru – mroczny charakter świątyni z skąpymi promieniami słońca, okraszony wonią świec, gdy rozbrzmi chorałami tworzy naprawdę metafizyczną przestrzeń, którą ciężko doświadczyć gdzie indziej. Polecam to miejsce.
Cośmy chcieli zobaczyć z ziemi – już widzieliśmy, teraz czas na Lwów z lotu ptaka, a takich atrakcji dostąpi każdy, kto zdobędzie Wysoki Zamek i Kopiec Unii Lubelskiej. W promieniach zachodzącego słońca patrzymy na lwowskie wieże i kopuły, razem z całką pokaźną grupką lwowian, dla których Kopiec to ulubione miejsce wieczornych spacerów. Idąc w stronę dworca zatrzymujemy się jeszcze w „Puzatej” by napchać się pierożkami i można meldować się na dworcu. Odbieramy plecaki i wio na peron.
Nasz pociąg (numer 604l) już czeka – prowadnik przy wejściu sprawdza bilety i wyrokuje, że mamy się udać na miejsca 33-36 (co wyraźnie wynika z biletów). Stara, dobra sowiecka płackarta. Nasze miejsca znajdują się tuż przy końcu wagonu, będzie to miało swoje znaczenie, gdyż przechodzący w stronę toalety i sąsiedniego wagonu co rusz będą zahaczać drzwiami i własnymi personami o moje wystające nogi (miejsca do spania w płackarcie nie są ani długie, ani miękkie). Płackarta jest stworzona na trasy jak nasza: 11 godzin i 330km przed nami. Za oknem zapadły już ciemności, więc pora brać się spać. Plecaki do specjalnego boksu pod dolnym łóżkiem, a my do śpiworów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008