Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Bukowiniada 2008 (z relacją)    Lwów i obszczyj wagon
Zwiń mapę
2008
30
kwi

Lwów i obszczyj wagon

 
Ukraina
Ukraina, Lwów
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 518 km
 
Docieramy na główny dworzec kolejowy (który jest też stacją marszrutek) i dziarskim krokiem zmierzamy ku kasom biletowym. Mija chwila, nim łapiemy się w tym szaleństwie (np. kasa 14. służy weteranom wojny ojczyźnianej, 12. rodzinom pracowników kolei…). Gdy znajdujemy właściwą, okazuje się, że biletów płackartnych (bezprzedziałowy wagon z miejscami do leżenia) nie dostaniemy, może być drogie kupe (wagon z miejscami do leżenia w oddzielonych przedziałach), albo tani wagon obszczyj (IV klasa, co tu gadać). Decydujemy się na obszczyj, trochę z chęci przygody, trochę dlatego, że nie do końca wiemy, co to oznacza. Za bilet do Czerniowców (330km) płacimy 16,00 uah. Oddajemy plecaki do przechowalni bagażu i na miasto.
Pora na Lwów. Jako, że mamy czasu do wieczora (było nieco po południu), więc gonić nie musimy, idziemy ulicą Horodecką, łączącą okolice dworca z centrum. Zatrzymujemy się obok kościoła św. Elżbiety. Jak głosi legenda miejska, kościół znajduje się na granicy dwóch zlewisk, więc krople tego samego deszczu mogą płynąć bądź do Bałtyku, bądź Morza Czarnego. Klimat Lwowa międzywojnia, piękna secesja na okazałych kamienicach. Szukamy klimatu starego Lwowa, po podwórzach, których bramy skrywają wejście do świata, którego istnienie przewodniki pomijają. Jedno z takich podwórek znajduje się zaraz u podnóża kompleksu katedry unickiej św. Jura. W środku katedry spotykamy wycieczkę (giertychowską?) polskich uczniów, wyraźnie mających chęci robić co innego. Pech, że nie udało nam się wejść do katakumb z grobami kardynałów: Szeptyckiego, Ślepego i Lubaczewskiego. W sąsiadującym z katedrą Pałacu Metropolitalnym, w czasie swojej pielgrzymki na Ukrainę (2001r.) rezydował papież Jan Paweł II.
Kierujemy się przez Park Iwana Franki w stronę Uniwersytetu (dziś Iwana Franki, niegdyś Jana Kazimierza). Niedaleko napotykamy kantor oferujący najlepszy kurs w mieście (niedaleko pomnika św. Jerzego; za 100zł – 216uah), Pasza zainwestował w hrywny, licząc, że łatwiej w Rumunii kupi leje za hrywny niż złotówki (czas pokaże, jak błędne było to założenie). Dochodziła pora obiadowa, więc swoje kroki skierowaliśmy ku kultowej restauracji Puzata Chata (Пузата Хата, ul. Strzelców Siczowych). Puzata zasługuje na specjalne wyróżnienie, jako posiadaczka najwyższej KWSM-owskiej rekomendacji. Sąsiadująca z uniwersytetem, urządzona jest na podobieństwo studenckich menz, z ta różnicą, że tutaj wszystko jest typowo ukraińskie, począwszy od dań, na strojach obsługi i wystroju wnętrza kończąc. Za dwudaniowy obiad z obolonem, okraszony pysznym ciastem na deser płacimy ok. 40 uah (śmieszne 20 złotych) i nie umiemy się podnieść ze stołu. Nim dojdziemy na Prospekt Swobody (d. Wały Hetmańskie) zatrzymujemy się jeszcze w sklepie sieci Meloman, w którym np. świeżutka płyta Tercji Pikardyjskiej kosztuje ledwie 30uah.
Odwiedzamy bazar na tyłach cerkwi Przeobrażeńskiej, dostać tam można wszystko: soroczki i obrusy, pamiątki po Pomarańczowej Rewolucji i zbrodniarzach UPA, ciepłe wełniane skarpety i kozackie buławy. Czas już nieco naglił, więc żwawo kroczymy w stronę Cmentarza Łyczakowskiego. Można tam tramwajem, można pieszo (spacer cca 15 minut), wybieramy nogi. Sam Cmentarz, co tu dużo mówić, trzeba zobaczyć. Krzątamy się starą częścią nekropolii – Polacy, Ukraińcy, Niemcy, Sowieci… Powab starego Lwowa oddany między cmentarnymi alejami. Docieramy na Cmentarz Obrońców Lwowa („Orląt Lwowskich”), miejsce, w którym serce bije szybciej, Campo Santo Rzeczypospolitej. Naprzeciw – nekropolia ukraińskich Strzelców Siczowych.
Wracamy do centrum, spacerujemy pomiędzy mozaiką świątyń oddających wielokulturowość miasta: katedra łacińska, katedra ormiańska, cerkiew wołoska, cerkiew Przeobrażeńska… Póki jeszcze grzeje słońce, wspinamy się w stronę Wysokiego Zamku, by spojrzeć na miasto z wysokości Kopca Unii Lubelskiej. Na miejscu, kwitnie życie towarzyskie, to bodaj ulubione miejsce lwowian na popołudniowe spacery. Miasto prezentuje się zaiste okazale, warto się wspinać.
Obszczyj wagon. Na nas pora, trzeba nam iść na dworzec. Odbieramy plecaki z przechowalni i stawiamy się na peronie. Nasz pociąg (nr 604) już czeka, odnajdujemy nasz wagon, prowadnikowi (opiekunowi wagonu) podajemy bilety, wchodzimy na pokład i… stajemy wryci. Przeraźliwie twarde, drewniane siedzenie bez oparcia na głowę, brak półek bagażowych, szczelnie pozamykane okna, duchota. Wulgarniejsze wydanie polskich osobówek. Stan sieci sanitarnej poniżej norm unijnych. A w dodatku, z uwagi na odbywający się w Kołomyi festiwal pieśni, tańca i radości, napierają na nas tłumy. W takich warunkach przyjdzie nam spędzić najbliższe 330km i 11 godzin (przypominamy, 16uah). Strzała Pokucia.
Olek wchodzi z komitywę z siedzącym z nim głowa w głowę Witkiem, Ukraińcem, pracującym w Polsce. Ciekawie nam opowiadał o Warszawie oczami pracownika na czarno oraz o swoich przygodach na polsko-ukraińskiej granicy. Zielonej granicy. Na naszą ławę dokwaterowano nam dwie Ukrainki, ale rozmową z nami zainteresowane nie były. Jako, że większość współpasażerów udawała się do Kołomyi, już w pociągu udzielała się im festiwalowa atmosfera. Grupa „współczesnych” z jednego końca urządziła hitparadę ukraińskiego popu; z przeciwległego końca dochodziły nieśmiałe dźwięki rzewnych dumek. W obszczym wagonie można doświadczyć wszystkiego. Wszystkiego, z wyjątkiem spokojnego snu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008