Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Bukowiniada 2008 (z relacją)    Guru Humorului i Voronet
Zwiń mapę
2008
02
maj

Guru Humorului i Voronet

 
Rumunia
Rumunia, Voroneţ
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1015 km
 
Zjawia się i bus, kierowca, kropla w kroplę Vangelis Papathanassiou, wydaje nam śmieszne bileciki przecięte przy rubryce 6ROL (istotnie, inkasował 6 lei/głowa). Wleczemy się w suczawskich korkach, ciapiemy się w deszczu. Obok nas przechodzi procesja zdobiona wieloma sztandarami, okazuje się być pogrzebem, cóż. Potrzebowaliśmy aż 1,5h by przebyć 45km. Gdy Vangelis informuje nas, że koniec podróży, już przestało padać. Monastyr Voronet znajduje się 5km na południe od Guru Humorului, o kursującej w tamtą stronę komunikacji Pascal nie informuje. Butujemy więc, najpierw główną droga w mieście, potem, w oznaczonym miejscu, skręcamy w boczną drogę prowadzącą prosto do Voronet. Przydałby się jakiś autostop, ale żadne auto się zatrzymać nie chce. To, co nadjeżdżało dawało nam jednak cień szansy…
A idzie o pojawiającą się na horyzoncie… dorożkę. Na widok wyciągniętego w uniwersalnie rozumianym geście kciuka, zatrzymują się dwie wiejskie szychy, wyraźnie rozbawione naszym widokiem. Z trudem ustaliliśmy, że nas wezmą do Voronet, ale negocjacje cenowe były na tą chwilę poza naszym zasięgiem. Machnęli ręką, że dogadamy się na miejscu. Jedziemy więc, piękne niby-beskidzkie krajobrazy przed nami, naiwny uśmiech z twarzy nie schodzi, radocha. Płaszczyzny porozumienia z dorożkarzami nie było żadnej, ale ewidentnie mieliśmy do czynienia z wiejskimi watażkami. Widząc, że jesteśmy kumplami szych, wszyscy nas pozdrawiali (i my pozdrawialiśmy wszystkich), na naszą cześć na flecie grano. Tak wygląda rumuńska wieś. Sympatycznie przestało być pod monastyrem. Ściepa przez nas przeprowadzona opiewała na 10 lei, szychowie nas wycenili na jeszcze dwa dodatkowe takie banknoty. Głupia sytuacja, ani nam się nie uśmiecha przepłacać, ani oni nie mieli ochoty na tym poprzestać. Wyczaili, gdzie chowamy portfele i wskazując na nie, pokazywali skąd mamy wziąć na zaspokojenie ich potrzeb. Trzeba było trochę jeszcze dołożyć i na tym zakończyć z owymi dżentelmenami znajomość. Do wiecznego niespotkania.
Voronet. Jesteśmy przed monastyrem Voronet, udaliśmy się tu na wyraźną sugestię pani prezes honorowej, mówiącej o Voronecie per „bukowiska kaplica sykstyńska”. No to zobaczymy. Siostrze zakonnej płacimy 3 leje, wg przedstawionego cennika; na wskazanie pana ochroniarza zostawiamy plecaki we wyznaczonym miejscu i idziemy do środka. Monastyr, jakich u nas się nie uświadczy, malowidła pierwsza klasa. Ładnie tam, ale tak jakoś pusto. No nic, kończymy wizytę. Teraz pierwszorzędną sprawą jest powrót do Guru Humrului, nie uśmiecha się nam butować godzinę. Na kilku frontach prowadzimy negocjacje na przydrożnym parkingu, ale nikt nam nie chce pomóc. Staje na tym, że dzielimy się na dwie dwójki i próbujemy swojego autostopowego szczęścia po drodze. Grisza z Maryanem złapali stopa bezpośrednio na dworzec autobusowy (gdzie ustawiliśmy meeting-point), Pasza z Saszą przeszli całą trasę pieszo.
Guru Humorului. Dworzec w Guru Hurmruluni skończył już pracę, na odprawę jakiegoś busa się nie zanosiło. Nam było potrzebne połączenie do Nowego Sołońca (podobno 12km od GH w lini prostej). Na autogarze nici z tego, dworzec kolejowy też szukanych przez nas połączeń nie oferuje. Przyszedł więc czas na szukanie alternatywnego środka transportu. Pomni autostopowych doświadczeń i zażywszy na późną już porę, wybieramy taksówkę. Stanęło na 50 lejach (za czwórkę) pod Dom Polski w Nowym Sołońcu. W takich chwilach mówi się trudno, na znalezienie lepszego rozwiązania się nie zanosiło.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008