Witaj majowa jutrzenko, jest Święto Konstytucji, więc udajemy się ponownie do Domu Polskiego. Tam, zgodnie z tym, co nam powiedziano dzień wcześniej, odbywa się festiwal recytatorski im. Marii Konopnickiej. Z uwagą przysłuchujemy się zmaganiom polskich dzieci z całej Rumunii z wierszami o ananasie i Stefku Burczymusze. Spacerujemy ostatni raz Suczawą, miasto w sobotnie popołudnie zupełnie nie daje znaków życia, wszystko pozamykane. Nawiedzamy kolejny z bukowińskich klasztorów (ładny) i… pora się zbierać. Na 16 byliśmy umówieni z cwaniurą, który wiózł nas z Czerniowców (10usd). Na swym stanowisku stał już pół godziny wcześniej. Cofamy się do Domu Polskiego po plecaki, dziękujemy gospodarzom i… jedziemy z cwaniurą na dworzec autobusowy, bo tam ma do nas dołączyć ośmioosobowa grupa, którą poznaliśmy w Sołońcu. Tak więc ku Czerniowcom zmierzało nas 12 ludzi na pokładzie, co stanowiło kraj możliwości wysłużonego merola.
Siret-Pogubne. Rumuni raz jeszcze kategorycznie odmówili wbicia pieczątki („nie należy się”), Ukraińcy chociaż mieli jasno wypisane, że zamierzamy ich kraj opuścić przez przejście w Szegini, nie byli skorzy nam wbić stempli tranzytowych. Odprawa poszła sprawnie.