Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Bałkaniada 2008 (z relacją)    Kotor i Zatoka Kotorska
Zwiń mapę
2008
07
sie

Kotor i Zatoka Kotorska

 
Czarnogóra
Czarnogóra, Kotor
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1267 km
 
No to dziś chcemy być w Kotorze. W tym celu rozeznajemy połączenia w interesującym nas kierunku (ma być niedrogo, ok. 3 euro), ale póki co naszą uwagę przykuwają kursujące co 15 minut busiki do miejscowości Svati Stefan. Stefana znamy tylko z obrazków, więc jeżeli tylko jest możliwość – tam jedziemy. Dlaczego? Dla widoku małej wysepki o urokliwych czerwonych dachach połączonej z lądem jedynie wąskim przesmykiem. Tam chcemy chwilę poplażować. Cena za turystyczny bus w jedną stronę – 1,5 euro, 15 minut jazdy i oto Svati Stefan w całej okazałości. Fotką się tego nie odda. Stawiamy się pod wejściem na wyspę: niespodzianka, remont. Kto wymyślił remont w środku sezonu? No nic, tutejsza plaża była chyba najpiękniejsza ze wszystkich, na których byliśmy. Wracamy do Budwy (znów 1,5 euro). Tam chwilę to trwało, nim znaleźliśmy dworzec, ale trzeba oddać sprawiedliwość kolesiowi z informacji turystycznej – bilet miał kosztować 3 euro i rzeczywiście tyle kosztuje. To znaczy w teorii tyle kosztuje, bo od każdego plecaka pobierana jest opłata specjalna w wysokości 1 euro. Ta kasa raczej budżetu przewoźnika nie zasila, w przeciwieństwie do prywatnej kieszeni kierowcy. Może 45km jazdy i Kotor.
W centrum informacji turystycznej udzielono rekomendacji taniemu schronisku młodzieżowemu znajdującemu się w następnej wiosce. No to mamy 2km butowania, ale miejscówka naprawdę dobra. Za 7 euro od głowy dostaje się łóżko w 10-osobowym dormitorium. To ja rozumiem. Na sali spotykamy Caroline, Szwedkę podróżującą po Bałkanach koleją. Okazuje się, że tej samej nocy nocowaliśmy w tym samym hostelu w Skopje, ale spotkać się tam – nie dało rady. Świat jest mały. No to na Kotor sami nie idziemy. Gdy dochodzimy do murów starego, kamiennego miasta, jest już po zmroku. Weneckie kształty mieszają się tutaj z wpływami z kontynentu tworząc mieszankę, która dorównuje Dubrownikowi. Zaś okoliczne góry, samymi grzbietami schodzące do wód zatoki, przewyższają każdą inną część adriatyckiego wybrzeża. Niesamowite, że to miasto nie jest jeszcze potężnie oblegane przez zagranicznych turystów. Krzątamy się bez mapy (tak najlepiej) po uliczkach tak wąskich, że mają problemy minąć się dwie osoby. Magiczne miejsce, w którym czas nie ma znaczenia. A chwile umila vranac, najlepsze wino wyprawy. Polecam. Na wałach twierdzy trwa festiwal muzyczny, na ulicach – królują uliczni grajkowie. To miasto ma swój klimat.

Nie ma bata, prędko się stąd nie ruszymy. Przed południem – Kotor za dnia, szukamy tych rzeczy, które wieczorem umknęły, które spalone słońcem ukazują inne swe oblicze. Była też plaża w Dobrocie – wyłożona kostkami, ale widoki bajkowe. Na koniec dnia – raz jeszcze Kotor pod powłoką nocy. To był dzień totalnego lenistwa, na jakie sobie zasłużyliśmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Pudelek
Pudelek - 2012-06-21 14:02
pamiętasz może nazwę hostelu w Skopje i ówczesne ceny?
 
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008