Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    BaÅ‚kaniada 2008 (z relacjÄ…)    Dubrownik
Zwiń mapę
2008
09
sie

Dubrownik

 
Chorwacja
Chorwacja, Dubrovnik
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1329 km
 
Opierniczaniu się mówimy już stanowcze nie, teraz naszym celem jest chorwacka riwiera i jej perła – Dubrownik. Tam najlepiej się dostać przez Herceg Novi, inny z czarnogórskich kurortów. Chwilę łapaliśmy stopa, ale pierwszym pojazdem który się zatrzymał by kursowy autobus, życzący sobie jedyne 2,5 euro za 45km. Bierzemy. Same widoki warte są tej ceny – jedziemy wybrzeżem Zatoki Kotorskiej, z oczami przyklejonymi do turkusowej powłoki wody. To trzeba zobaczyć. Po niecałej godzinie jazdy Herceg Novi, zwiedzania dziś nie będzie – nam śpieszno w stronę Chorwacji. Butujemy za miasto w stronę granicy (tam tylko 12km, a potem kolejne 38 do Dubrownika), dłuższą chwilę nic się nie zatrzymuje, ale w końcu łapiemy niebieską audicę. W środku, no właśnie, kto w środku? Gość jest Macedończykiem urodzonym w Australii, mieszkającym w Finlandii. Średnio to wszystko po drodze, w każdym bądź razie jedzie z odwiedzin rodziny z kraju przodków to swej aktualnej ojczyzny. Ale nim się tam dostanie musi sforsować czarnogórsko-chorwackie przejście graniczne. Zadanie do najłatwiejszych nie należy, zważywszy na procedury jakie tam panują: kolejka aut na godzinę stania, szczegółowa kontrola zawartości bagaży pod kątem zgodności z normami Republiki Chorwackiej. Jakoś się z tym uwinęliśmy, ale półtorej godziny w plecy jak nic. Potem jeszcze ponad pół godziny jazdy i przed nami Dubrownik, a konkretnie jeden z jego najpiękniejszych widoków – z wijącej się ponad miastem autostrady. To, że Dubrownik jest piękny – już wiemy, to że jest drogi – ostrzegano nas przed tym – dopiero się ma okazać. W centrum informacji turystycznej wypytujemy o kantor (1 euro to 7 kun) i camping (ten na drugim końcu miasta). No się nachodzimy. Dystans niechrześcijański, zważywszy na upał (szliśmy ponad godzinę), ale co powiedzieć o cenach jakie nam zapodano. 1 namiot, 2 osoby, 1 podatek i 199 kun. Trzeba przełknąć, aha, camping nazywa się Soldutio i to lokalny monopolista (być może kobiety, które zaczepiały przy wejściu na stare miasto mają ciekawszą ofertę). Upał za duży by zwiedzać miasto, więc najpierw będzie plaża. Ta nazywa się Copacabana i jest na tyłach campingu (to chyba jeden z niewielu jego plusów). Woda chyba najlepsza z dotychczasowych, za to znów żwir nagrzewający się do niebotycznych temperatur. Stopy bolą. Leniuchowanie na plaży przerywa sms o wybuchu wojny w Gruzji. Gdzie jest net!? Ten w centrum – należy się tam dostać turystycznym busem nr 6, kursującym pod bramy starego miasta (10 kun, płatne u kierowcy). Ceny neta trzymają dubrownicki poziom – 15 kun za 36 minut. Jeszcze wizyta w sklepie (np. ‘karlovacko’) i możemy zatrzaskiwać za sobą bramę miasta. Ktoś kiedyś powiedział, że Dubrownik to najpiękniejsze miasto na świecie, będąc tu, można w to uwierzyć. Główne uliczki zatłoczone, więc my uciekamy w boczne, nie mniej klimatyczne. I tak, wśród dubrownickich zakątków schodzi nam cały wieczór. Warto tu przyjechać, ale na tym poziomie cen, dziękujemy, uciekamy. Następnym celem jest Bośnia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008