O 4:55 pociąg miał stawić się w Klużu, ale coś z tempem jazdy było nie tak i gdzie trzeba wylądowaliśmy dopiero kwadrans przed szóstą. Na dworcu w Klużu o tej porze jak w ulu – czyżby później nic stąd już nie jeździło? Na zwiedzanie miasta póki co za wcześnie więc na dworcowym korytarzu (poczekalnia full) rozkładamy karimaty i próbujemy coś ustalić ws. dalszej jazdy do Sybina (tam chcemy dziś spać). Oferta kolei jest skandaliczna – bodaj 45 lei, coś lepszego mają nam do zaproponowania na dworcu autobusowym (choć to dopiero wyłoni się z mgły suchego rozkładu jazdy). W każdym bądź razie mamy czas do ok. 15 na Kluż vel Klausenberg vel Kolozsvar. Plecaki lądują w peronowej przechowali bagażu (7,5 leja) i można ruszać.
Prawdę powiedziawszy spodziewałem się czegoś więcej po tym mieście. No ale po kolei: najpierw była synagoga, potem górka z ładnym widokiem na miasto a na stare miasto wkroczyliśmy po przejściu Małego Samoszu. Miasto jest owiane sławą węgierskiej stolicy Siedmiogrodu i rumuńskiej ofensywy nacjonalistycznej pod wodzą byłego sławetnego burmistrza Funara. Dla Węgrów to miejsce urodzenia ich słynnego renesansowego króla Macieja Korwina (łatwo trafić do kamienicy, w której się urodził), dla Rumunów ten element historii miasta lepiej ukryć przed światem np. czyniąc „wykopaliska archeologiczne” przed pomnikiem rzeczonego, bądź „renowując” pomnik – w nieskończoność. Miejscowi mówią, że po zejściu z politycznej sceny przez burmistrza Funara, stosunki między obiema narodowościami zwolna się poprawiają.
Tak więc co ponadto warto w Klużu odwiedzić? Ładny jest kościół św. Michała (to przed nim stoi pomnik Korwina), okolice Piata Muzeului (kościół franciszkanów, dom Korwina, „rumuńskiego króla Węgier” – wg oficjalnej wykładni) i Piata A.Inacu (katedra prawosławna). Pokręciliśmy się jeszcze po cmentarzu miejskim i ogrodzie botanicznym (południowa część miasta), ale jakoś nic szczególnego nas tutaj nie zatrzymywało dłużej. Był też obiad w jednej z licznych knajpek na bulwarze 21 Grudnia – naprawdę nic szczególnego. Jakoś mnie to miasto nie przekonało, choć samo zderzenie dwóch narodów, kultur i tradycji, nie przeczę, jest ciekawe.