Geoblog.pl    pawelsobik    Podróże    Camino Portugalskie 2012 (z relacją)    dzień 5
Zwiń mapę
2012
21
wrz

dzień 5

 
Portugal
Portugal, Rubiaes
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2874 km
 
Wiedziony dobrym przeczuciem, rano przywiązałem do plecaka mokre, wyprane rzeczy. Pobudka po 6:00 (o takiej 6:40 nikt z 18-osobowego pokoju już nie spał), wyjście chwilę przed 7:00 – standard. Po jakieś pół godzinie marszu, gdy słonko nam się już zwykle pojawiało, doświadczyliśmy jego odczuwalnego braku. Niebo pełne chmur, z tego na pewno miało padać. Zarzucam na siebie pelerynę, inną okrywam plecak, żeby nie dać się zaskoczyć. Ok. 8:00 zaczyna sipieć, potem jest mocniej, łącznie prawie do samego końca marszu. Ja myślę, że to dobrze, że popadało, chociaż trudniej się przez to szło.

Gdzieś po 1,5h marszu na postoju na przystanku, ojciec zauważył, że tempo mamy niezłe, bo nikt nas jeszcze dziś nie wyprzedził. No i właśnie wtedy zjawił się Alexnadru z Rumunii. Po jakiś 2,5h na kolejnym przystanku przegonił nas Bert z Niemiec. Mieliśmy już wtedy w nogach jedno podejście przez wioskę. Zerkam do przewodnika i wyszło mi, że najgorsze będzie za chwilę za nami.
Za miastem o którym myślałem, że nazywa się Bandeira wchodzimy do lasu. Droga cały czas pod górę, ojciec na wrażenie, że ściana jest pionowa i nigdy się nie skończy. A to tylko 400 mnpm. Szedł powoli, ale do przodu. Z czoła peletonu spadliśmy, absolutnie nie ma znaczenia gdzie spadliśmy. Po drodze Cruz Dos Mortus, miejsce znane z pozostawianych tam przez pielgrzymów kamieni.

W dół z ojcem nie było lepiej. Plusem tego tempa było, że do albergue dotarliśmy chwilę przed jego otwarciem, gdy inni odpoczywali w knajpach w miasteczku. Znów jestem pierwszy na liście przybyłych. Hospitero jakiś wycofany, nieobecny. Trzeba wpierw porozwieszać mokre rzeczy, wykąpać się i dać odpocząć nogom. Albegue znów szybko się zapełniło. Jest tu już z 20 osób, towarzystwo bardzo międzynarodowe, wymieszała się niemiecka dominacja doświadczona w Rates. Portugalczyk, po zajrzeniu w listę obecnych orzekł, że jestem najmłodszy. Nie miał racji. Za to od ojca starsi tutaj są. Można!

Ojciec dość wcześnie zrobił się głodny. Wychodzimy do restauracji Bon Retiro, to tylko 300m dalej. Po drodze każdy napotkany pielgrzym miejsce to chwali. Jest menu w język polska. Kelner specjalnie podkreślał, że do wybranego dania serwowana jest zupa, deser i kawa. Ojciec wybrał filety z morszczuka, ja dorsza z frytkami i cebulą. Wyszło na remis, bo łatwiej było dziś zdobyć w deszczu ten najwyższy szczyt, niż z talerza zjeść całość. Moja porcja spokojnie starczyłaby dla trzech osób, a Kadla miałaby dłubania na cały tydzień.

Etapy są coraz bardziej różne, ale ojcu jest jednakowo trudno. Dziś zaczął odzywać się do ludzi strzępkami obcojęzycznych słów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 21% świata (42 państwa)
Zasoby: 331 wpisów331 3 komentarze3 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
16.09.2012 - 30.09.2012
 
 
28.08.2008 - 16.09.2008
 
 
31.07.2008 - 14.08.2008